Obejrzałam ten spektakl kilka lat temu. Widziałam jedynie tyle, że jest on adaptacją tekstu T. Bernharda.
To była sala w Ośrodku Grotowskiego we Wrocławiu. Było ze mną kilka osób, bardzo przytulna, domowa atmosfera. Spektakl wyświetlono na jednej ze ścian.
Oglądaliśmy w niesamowitym skupieniu.
Zastanawiałam się jak pokonam te trzy godziny. To było moje pierwsze zetknięcie z twórczością Krystiana Lupy.
Nie pamiętam, by kiedykolwiek inny spektakl wywarł na mnie większe wrażenie.
Po seansie wszyscy byliśmy milczący, zajęci własnym duchem, przemyśleniami i odczuciami.
W uszach wybrzmiewały słowa „Trudność nie polega przecież na tym, że ma się coś w głowie, w głowie mogą mieć wszyscy największe niesamowitości, i to nieledwie cały czas, aż do końca życia największe niesamowitości, ale trudność tkwi w tym, żeby te największe niesamowitości przenieść z głowy na papier” .
Lupa reżyseruje tak, by targało trzewiami, doskonale obsadza role. Obie postaci ( Konrad i jego żona) zagrane były niesamowicie przekonująco.
Pamiętam kilka scen, ale piorunujące wrażenie zrobiła na mnie ta, w której żona Konrada pudruje sobie twarz…powtarzając żałośnie:
– ” przecież nic nie widzę, w ogóle nic nie widzę…Może to i dobrze, że nic nie widzę. Muszę się upudrować!Muszę się upudrować! Do cna upudrować! Mamy jeszcze gdzieś puder! Puder! Puder! Puder! Zapudrowana…Zapudrowana…Zupełnie zapudrowałam. Upudrowana…Zapudrowana….Upudrowana! Zapudrowana!
Przedstawienie skończone! Zerwane! Mamy w domu skandal!!”
Ten spektakl to penetracja wnętrz ludzkich, dla których nie ma ratunku.
Wczoraj obejrzałam go znowu…
„Cała historia Kalkwerku Thomasa Bernharda – wybitnego austriackiego pisarza i dramaturga, rozgrywa się na uboczu budowli, w starym nieczynnym wapienniku, celowo odstraszającym, zasłoniętym murem wysokich krzewów. Taka specyficzna aura spowita głęboką ciszą ma sprzyjać, zdaniem głównego bohatera Konrada, koncentracji i pracy twórczej – eksperymentami ze słuchem, a w konsekwencji opracowaniu naukowego „studium”. Świadkiem zmagań Konrada jest jego kaleka żona – ubierana przez niego, czesana, traktowana jak lalka, przydatna zwłaszcza do ćwiczeń słuchowych, bezustannie poddawana okrutnym eksperymentom.”
.