Immanuel Kant, Krytyka władzy sądzenia, tłum. Jerzy Gałecki, Warszawa 19862.
Ktoś pięknie powiedział, że architekt jest niczym scenograf teatralny, który tym różni się od scenografa teatralnego, że swoje dzieło tworzy na nieco dłuższy czas. „Aranżuje scenę, na której potem toczy się życie”. Cały szkopuł tkwi jednak w tym, aby to w czym przyjedzie nam mieszkać, przebywać było dopasowane do naszych doznań estetycznych i praktycznych. Nie bez kozery cytuje tutaj Kanta. Na swój sposób podoba mi się jego sposób myślenie o pięknie. Coś w tym jest : „zakładać zgodę każdego na to, że coś jest piękne”. Patrze na niektóre budynki, ulice, miejsca, zakątki z przeszłości i mówię sobie po cichu: ” to jest naprawdę piękne! „. Właściwe skłamałabym, gdybym powiedziała, że dotyczy to jedynie przeszłości. To co zachwyca mnie we współczesnej architekturze mieści się w nieco innym moim wpisie – https://affectueuses.wordpress.com/2012/05/11/wabi/
fot. Sergio Larrain
fot. Francesco-Ferruccio-Leiss-Venetian-Street-1950
fot. Blaine Ellis
fot. H. Brassai
Rue Saint-Rustique and Sacre-Coeur
W zasadzie nie potrafię określić co mnie najmocniej pociąga w architekturze jako takiej. Może to moja nieustanna ciekawość takiej sztuki, w której mocno dostrzegam moc kreatywności, swobodę twórczą, niezmierzoną ilość pomysłów, aspektów. Mierzenie się z przestrzenią. Wykorzystywanie miejsca, ale też dostrzeganie jego walorów. Wnikanie w przestrzeń, ingerencja, ale z dużą dozą wyrozumiałości dla tego co zastał tam początkowo człowiek.
fot. Alvin Langdon Coburn
fot. Alvin Langdon Coburn
fot. Blaine Ellis
Mam tę potrzebę dostrzegania detali, oko samo za nimi mimowolnie podąża. Chropowatość ścian, błysk zlanej deszczem kostki brukowej, miękkość drewnianych ram okiennych, równomiernie ułożona kostka chodnikowa. Stara spoina pomiędzy cegłami, krusząca się pod dotykiem palców. Kafle, gładkie, zimne ułożone w najdziwniejsze kształty, wypełniające wąskie uliczki.
Wreszcie wnętrza bogate w akustykę, światła, zapach.
Czasami bywam w jakimś miejscu i czuje, że nie można by było usunąć z niego żadnego elementu, ponieważ nie ma w tej przestrzeni niczego zbędnego. Wszystko tworzy jakaś urokliwą całość. Miasteczko, park, alejka, wreszcie dom, który wypełniony tymi a nie innymi elementami posiada własną dusze.
Wiele razy jestem oczarowana pomysłowością architektów, ich dbałością o dobór materiału, funkcjonalność , z uwzględnieniem tego jak zmienia się światło. Twórca musi patrzeć na swoje działo wieloaspektowo, ogarniać całość.
Spacer po Florencji był dla mnie pełen cudnych niespodzianek- wąskich uliczek, barw, kształtów. Pamiętam doskonale drzwi Baptysterium zwane przez Michała Anioła „Bramą raju”, a w Ravennie uległam urokowi Bazyliki św. Witalisa, w szczególności mozaikom, które wypełniały jej wnętrze. Nie chodzi jednak o przepych, bo ten jest mi raczej obcy. To raczej szacunek dla kunsztu twórcy. Czasami podziw budzi harmonia innym razem dysharmonia, ulegam tworzonym przez architekta złudzeniom i stoję oczarowana.
Bywa, że jestem także pod wrażeniem niezwykłej monumentalności, choć na co dzień skłaniam się ku temu co filigranowe i prawie niedostrzegalne, a jednak trudno się oprzeć :) takim widokom. Czuje też dysonans, ponieważ mimo uznania jaki czuje dla ludzkiego wysiłku i inwencji wiem, że taka architektura mocno ingeruje w przestrzeń, niejako odbiera jej powietrze, przydusza i przytłacza.
good collection of photographs!
Thank you, I try to choose the pictures to the topic, for which he writes
Estetyka, a w domyśle rozmowa o tym, co piękne, to rodzaj nastroju. Ustalenia nigdy nie są w pełni intersubiektywnie komunikowalne. To wszystko gra na wspólnych odczuciach i emocjach.
Estetyka jest czymś w rodzaju poezji:)
Ps. Zdjęcia, jak zawsze, robią na mnie wrażenie.
Bliskie jest mi to co napisałeś „Estetyka jest czymś w rodzaju poezji”. Architektura jest także dla mnie wielką zastygłą w kamieniu metaforą.
A może to tak jeszcze napisać?: każdy dysponuje określonym rodzajem wyobraźni, takim jakby „z góry” danym, bo wrodzonym. Z tą wyobraźnią łączy się preferowany „wzorzec” piękna. I tam „widzimy” owo piękno, gdzie możemy ów model „realizować” : jakby „przetransportować” tą magiczną ideę piękna z wyobraźni w realne życie. Np: jeśli ktoś złakniony jest kosmicznych przestrzeni (bo ma wyobraźnię o charakterze fantastycznym) to wszystko co w jakiś sposób jest „kosmiczne” – m.in. klasyczna muzyka elektroniczna, zdjęcia z teleskopu Hubble`a – będzie dla niego piękne.
Być może podstawowym czynnikiem narodzin idei piękna jest POTRZEBA psychiczna odnajdowania w życiu POŚWIADCZEŃ dla tych efemeryd psychicznych, które krążą w naszych mózgach. Odczuwamy intuicyjnie, że „coś” może być dla nas piękne i cieszymy się gdy faktycznie owe „coś” tej definicji sprosta. I wtedy „cieszy się” też nasza wyobraźnia, bo to ona jest przecież matką dla noszonej wewnątrz nas idei piękna.
Tyle ciekawych myśli, nie wiem czy właściwie wszystko zinterpretowałam, ale dzięki Twoim myślom dobudowałam swoje własne, odszukałam w zakamarkach kolejne doświadczenia. Odczuwanie piękna jest na pewno sumą jakiś dotychczasowych naszych doświadczeń. Czasami wynika to z zaprzeczenia temu co powszechne i burzeniu stereotypów myślowych. Z tych to przyczyn kiedy zbiera się kilku architektów w tej samej przestrzeni i podczas jej projektowania czynią zupełnie inne różne od siebie wzory, projekty. Wspomniałaś o wyobraźni, to prawda, ona ma niezaprzeczalne znaczenie. Każdy z nas wobec określonego dzieła dopowiada do niego swoją własną historie. Z jakiś powodów nasza wrażliwość albo jest naszym sprzymierzeńcem, albo nie.
Wiesz, że moje poczucie piękna jest nieco „spaczone” gdyż ma różnica między teoretkiem sztuki a uprawaijącym to podłe zajęcie, jest mniej więcej taka jak między psychiatrą a wariatem ;)
Lecz, czy psychaitra nie bywa bardziej zidiociały skoro rozumie wariata,a może obaj sa równie szaleni ;)
Częstokroć przyłapuję się na interpretacji pewnych zjawisk w przyrodzie, sztuce, literaturze, miast pozostawić nadaną im rolę, doszukuję się znaczenia.
Co chciał powiedzieć autor malując na białym tle czerwoną kropkę..czy to manifestacja chińskiej flagi, jego wizja zachodu słońca, a może gorączkowa źrenica podczas amfetaminowego odlotu..a gośc myśli : zrobie ich wszystkich w konia- niech kombinują ;)))
Nie wiem, czym kierują się architekci wklejając nowoczesny budynek między kamienice starego miasta, ale prawdopodobnie chodzi o kontrowersje i zwrócenie uwagi.
Cel zostaje częstokroć osiągnięty..i być może mnie nie pasuje, oraz gryzie się stylistyka barokowo wystrojonego wnętrza, w którym z głośników leci disco polo, ale widać to rzecz gustu ;)
Zbaczyłam nieco z tematu, aby nie podkreślać swojego poczucia pięknej brzydoty, która schowana jest w ciasnych uliczkach i za bramami tych monumentalnie na pokaz stojących silosów.
Me piekno toczy się na wytartych od przechodniów kamiennych posadzkach, na których światło podkreśla wyżłobione wklęśnięcia, w starych murach w których czas zapisał echo minionych lat, w poszarpanych tynkach, kiedy przytulam swój policzek i słyszę grające w klasy dzieciaki, a obok na ławce oparta o laske starość, sepleni coś między dziąsłami zaczynając swa opowieść od słów: „za moich czasów…”
Klamki, schody, okiennice, wbudowane w mury studzienki, pięknie zdobione metalowe drzwiczki spustu zaworów, skrzynki na listy, poręcze, drzwi, piece kaflowe, stojaki na misy, wanny…mogłabym w nieskończoność.
Siła wyobrażni, ta która zawarta jest w wierszu Białoszewskiego, pozwola puścić wodze fantazji i zobaczyć zjawiska, które są często niebyłe.
Dziś jeden z uczniów zapytał mnie:” To można się zachwycać chodzeniem?” Trzeba wracać do Białoszewskiego i przypominać ślady cudów codzienności, bo może oczekujemy czegoś co nigdy nas nie spotka, a przegapiamy najistotniejsze.
Można zachwycać się wszystkim. Sposobem w jaki ktoś delektuje sie pomarańczą, dotyka swoich włosów, smieje sie, porusza, dotyka przedmiotów, mówi o życiu i poczęciu, ale też o smierci i przemijaniu. Chyba istotny jest element -jak- to robi i z jaką lekkością, jego gesty i słowa, trafiają do naszego wnętrza
tajemnica piękna została już odkryta – pomińmy tutaj dywagacje o hormonach i chemii, ale ciekawy jest wniosek, wedle którego naturalnie postrzegamy za piękne rzeczy o nadanej im symetrii. Pewnie nie dotyczy to wszystkiego co piękne, bo np. trudno mówić o zachodzie słońca iż jest piękny bo symetryczny, ale ponoć ludzki mózg ma skłonność do szukania – podświadomego i nieświadomego – relacji pomiędzy płaszczyznami, liniami, kątami. Relacja doskonała przejawia się właśnie istnieniem symetrii – doceniamy ją zwłaszcza w architekturze, bo najbardziej uniwersalnej urody architektura jest bardzo symetryczna, jeśli nie sensu largo, to w detalach. Także piękno ludzkiej twarzy ma wiele wspólnego z symetrią – doceniamy lica o zachowanej harmonii strony lewej do prawej (odbicie) oraz góry do dołu (w tym przypadku nie chodzi o odbicie, ale raczej konsekwencję linii i brył).
na szczęście od czasu do czasu odkrywamy, że podobają się nam rzeczy mniej symetryczne za to bardziej niepowtarzalne – czyż bowiem symetria nie jest językiem powtarzalności? – może dlatego piękna szukamy całe życie, nigdy też nie jesteśmy nim nasyceni i przesyceni…
zainspirowałaś mnie tekstem, a dobór fotografii – czapki z głów!
Kiedy przeczytałam „Historie piękna ” U. Eco zrozumiałam, że z tymi proporcjami i symetriami to była niezła „mecyja”:))), bo jak sie już kanon ustalił i wszystko pozornie już było wiadomo, to się zaraz znalazł ktoś kto chciał na przekór i pod prąd. I tak to wchodziło nowe piękno, inne od dotychczasowego. Może z tych przyczyn w tej samej epoce ścierały sie różne prądy i kierunki. Tylko nie wiem czy trochę tak dla ludzkiej przekory, czy dla zburzenia określonego porządku. A może po to, by zwyczajnie nudę zlikwidować i troszkę „namieszać” w szykach. :))
może to kwestia statystyki, wedle której oprócz stanów średnich, najbardziej typowych, konieczne jest wystąpienie w każdej zbiorowości stanów granicznych, skrajnych. Przy odpowiednio dużej populacji te „graniczne” przypadki są naprawdę liczne ;-)
Czuje, że to dobre, że zawsze ktoś coś namiesza:)) Ciesze sie, że był El Greco i Hieronim Bosch czy Piet Modrian, bez niego może moda wyglądałaby dziś inaczej. Był John Wayne i James Dean. Nie wiem co zastąpiłoby np, manieryzm, gdyby go nie było , pewnie coś by te luke wypełniło:)
nie zapominajmy o turpizmie jako takim… Baudelaire też dołożył swoją nadgniłą cegiełkę do wielkiego monumentu piękna ponadczasowego ;-).
Oj turpizm – nade wszystko podoba mnie się bardzo. Dlatego tak Grochowiaka cenie.
Grochowiaka nie znam, ale właśnie poznaję dzięki dobrodziejstwom netu ;-)
Stanislaw Grochowiak
Czyści
Wolę brzydotę
Jest bliżej krwiobiegu
Słów gdy prześwietlać
Je i udręczać
Ona ukleja najbogatsze formy
Ratuje kopciem
Ściany kostnicowe
W zziębłość posągów
Wkłada zapach mysi
Są bo na świecie ludzie tak wymyci
Że gdy przechodzą
Nawet pies nie warknie
Choć ani święci
Ąni są też cisi
Ten wiersz chyba kluczowy
ten jakby bardziej mi podchodzi, ale wiadomo: poezji nie odczytuje się na raz…
Dziękuję za komplementa:)))
zasłużony, bez trzech zdań ;-)
Zawsze warto pamiętać, że za pięknem czai się bieda i brzydota. Cieniutka linia je dzieli. Bywa, że niekiedy dobre zdjęcie do rangi sztuki podnosi detal, a rzeczywistość w kadrze skrywa swoje tajemnice. Niezmienne pozostaje to co najważniejsze – wrażliwość spojrzenia.
Tako rzeczesz pięknie! gdybyż nie nasza wrażliwość i współodczuwanie na co zdała by się cała ta sztuka?!:)
Ale pogłówkować czasami warto, co z tą urodą sztuki i świata i jak się nam to widzi i dlaczego własnie tak…pozdrawiam ciepło!
wybrałaś przepiękne zdjęcia, o tym, co Kant napisał będę myśleć, mam wrażenie, że tego tematu nie można dokończyć, każdy coś dodaje, i że doświadczania piękna można się uczyć, a ja tu potrzebuję szczególnie budowli, na które za małą uwagę zwracam, a może te, które mam w pobliżu, są po prostu brzydkie…
dzięki!!! wrócę do budowli;)
masz racje, nieustannie mam go w głowie, czytam innych,analizuje, etos piękna zmieniał się, przeobrażał.
Odczuwanie architektury jest ważne!:))
Serdeczności.
Reblogged this on Verba docent, exempla trahunt..