Jesteśmy tacy, jakimi chcieliśmy siebie uczynić? /Are we doing what we like?


56Od dłuższego już czasu zastanawiam się dlaczego ludzie nie realizują swoich pasji? A jeśli nawet, to czynią to nieliczni. Dlaczego tak wiele osób podejmuje się zajęć, które nie sprawiają im przyjemności?
Dlaczego praca, jak mówi K. Robinson „nie jest dla nas sensem istnienia”. Oczywiście w tym najlepiej pojętym znaczeniu. Skąd pomysł, by zgadzać się na życie, które nas mierzi, na pracę, która nas nie satysfakcjonuje, nie cieszy?! A może zbyt szybko rezygnujemy, poddajemy, i z łatwością wyszukujemy przeszkody, które stają się doskonałym powodem, by niczego nie zmieniać. I tak trwamy w marazmie. 

Z żalem i litością przyglądam się tym, którzy myślą w pracy jedynie o tym, by czas upłynął  im jak najszybciej. Mijam ludzi o sfrustrowanych, zmęczonych twarzach z wypisaną na nich rezygnacją… Dlaczego nie realizujemy swoich najskrytszych marzeń…?!

Przykro jest myśleć, że spotykasz co dnia ludzi, których na pewno nie połączyła wzajemna pasja i szacunek do tego co powstaje dzięki  ich zaangażowaniu.
Gdzie leżą przyczyny tego, że się poddajemy? Co nam przeszkadza w tym, by realizować to, w czym jesteśmy najlepsi, co wywołuje uśmiech na naszych twarzach.
Trudno mi wyobrazić  sobie tłum uśmiechniętych ludzi, jadących do pracy.

Nawiasem pisząc:), zastanawiam się, czy kiedykolwiek ktoś zastanowił się nad tym dlaczego mam problem z tabliczką mnożenia i algebrą, zaś doskonale odtwarzam na kartce papieru figury geometryczne, zapamiętuję ludzkie twarze i dostrzegam detale. Czy ktoś odkrył kiedyś, że mam duże poczucie rytmu…?  Tymczasem panie z matematyki udowadniały mi na każdym poziomie edukacyjnym, że jestem pacanem i zapewne zdołam się jedynie otrzeć, przy dobrych wiatrach o szkołę zawodowa. A gdyby ktoś zechciał się pochylić  dostrzec, zrozumieć i poświecić czas. Gdyby nie wiara rodziców we mnie pewnie już dawano bym się poddała.  Ken Robinson powiedział kiedyś:  „Jestem głęboko przekonany,  że prawie nie wykorzystujemy potencjału naszych talentów. Większość ludzi w trakcie swojego życia nie wie jakie posiadają uzdolnienia, i czy w ogóle je ma. Spotykam różnych ludzi, którzy nie wierzą, że są w czymś dobrzy.” 

Fulvio Pellegrini

Kwestia, która poruszam wydaje się mieć wiele aspektów, na pewno składa się na ten problem wiele czynników, ale za najgłówniejszy uważam zaprzepaszczenie własnych talentów. 
Wyobraźmy sobie, że nasze wizje ,te dziecięce,że mogą się urzeczywistnić  że nie myślimy tylko o tym co codzienne i powszednie, że sięgamy dalej i wyżej( i nie mam tu na myśli kariery, choć ta bywa silnym motywatorem). 
Zadałam dzieciom temat pracy:” udało ci się spełnić to marzenie” (ale poprosiłam , by napisali jak je zrealizowali oraz kto lub co im w tym pomogło. Mieli wybrać najbardziej szalone pomysły). Okazało się, że oni doskonale wiedzieli co zrobić, do kogo się zwrócić, z jakimi przeciwnościami będą walczyć. To była dobra lekcja dla mnie i dal nich. Jak później sami stwierdzili : „nie taki diabeł straszny”, a niemożliwe okazało się całkiem realne. 

A gdyby im to umożliwić? Przyjrzeć się  bliżej temu kim są i jacy są, co lubią naprawdę, nie dławic ich wiedzą, która tłamsi ich zapał i entuzjazm. Thomas Edison powiedział kiedyś:
„Nie przepracowałem ani jednego dnia w swoim życiu. Wszystko co robiłem, to była czysta przyjemność”. Może wielu z nas nikt nigdy nie zapytał kim chcielibyśmy być …
Przypominasz sobie? Pamiętasz kim chciałeś zostać? Co chciałeś robić? Zostać lekarzem? Produkować dobre wina? By aktorem? Znam takich, których marzeniem było kierować  tramwajem.
Mamy czeto taką przywarę, że chcemy karcić wskazywać gotowe rozwiązania. Nie stajemy się drogowskazem czy mentorem, a jedynie egzekutorem. Sprawdzamy, kontrolujemy, oceniamy efekt końcowy, przyglądamy się tylko wycinkowi prawdy o danym człowieku. Testujemy go, egzaminujemy i jakąś część gubimy po drodze,(na egzaminie w klasie szóstej nie ma zadań aktorskich, nie gra się na instrumencie, i nie ma rzutów do kosza). 

Zdarza się często, że sami przycinamy sobie skrzydła już na samym początku. Może należałoby zda sobie pytanie: „Czego konkretnie chce się nauczyć?” .”Dlaczego mi na tym zależy?” Co muszę  wiedzieć, jeśli chodzi  o nowa prace, umiejętność, nowe hobby, nowe wyzwanie. Łatwiej jest nam przecież wtedy, gdy mamy ustalony cel. Bywa, że wyznaczamy sobie cele zbyt odległe. Żądamy od samego początku zbyt wiele i nie wykazujemy dostatecznej cierpliwości. Jestem jednak pewna – pasja, energia, wiara w siebie i szaleńczy  zapał jeszcze nikomu nie zaszkodziły. 

 Czy łatwiej żyje nam się  ze świadomością zmarnowanego czasu? Trawienia go na to co należy, co jest jedynie konieczne i zgodne z rynkiem pracy?! 

Gdybym się nie uparła, a rodzice nie okazaliby krztyny wyrozumiałości dla mojej pasji, pewnie siedziałabym w jakimś biurze, przyjmując z przekąsem natrętnych klientów. Zawsze wiedziałam, że nie będę miała posady, która podniesie mój prestiż. Wiedziałam doskonale, że to nie jest zawód, dzięki któremu ” robi się kasę”, a mimo to z uporem maniaka konsekwentnie, na przekór moim pedagogom i ludziom nieżyczliwym, wytrwałam w swym postanowieniu.
Byłoby inaczej, nam wszystkim, gdyby praca wyzwalała w nas entuzjazm i wolę życia. Gdy to co robimy jest zgodne z nami łatwiej znosimy porażki. Szybciej się dźwigamy z upadku i podejmujemy kolejna próbę. 

Może zabrakło nam mądrości i jakieś równowagi, że zapomnieliśmy o tym, jak szybko rozwija się świat  (nigdy nie rozwijał się w takim tempie), byśmy zdołali przewidzieć co jest potrzebne, a co nie. Skąd taka pewność,  że nasze dziecko zechce za 15 czy 20 lat robić to, co dla niego wybraliśmy i  czy na pewno trafimy w zapotrzebowanie i dobry moment. 

Wykonywanie czynności, działań, pracy, która jest nam bliska powoduje, że zyskujemy emocjonalną stabilność, czujemy szacunek do siebie oraz innych ludzi, mocniej się angażujemy i identyfikujemy z tym co robimy. 
Zakorzeniły się w nas mocno nawyki, by wybierać to co  jest na czasie lub to, co przynosi pieniądze. Po drodze gubimy jednak coś co nazwałabym radością i szczęściem. Praca nie jest czymś co jest nam dane na krótko. Nie można zatem pochopnie dokonywać wyboru, w dodatku takiego, który nie jest w zgodzie z nami.

Warto podzielić się z innym nasza pasja, siła, energia- zarazić nią własne dzieci. To przecież takie proste – czas mija  nam szybciej, rośnie nasza samoocena, czujemy, że żyjemy tak, jak chcemy.

parkeharrison Fot.Robert and Shana ParkeHarrison

Nie powinniśmy być męczennikami własnej pracy. Życie powinno być dla nas przygoda. W końcu jesteśmy tutaj tylko na chwile. Dlaczego zatem nie chcieć przeżyć go w pełni, cala mocą. Dlaczego nie zostać radosnym marzycielem… Spróbować napisać własny scenariusz i pozwolić innym na to, by tworzyli zgodnie z własnymi umiejętnościami i marzeniami. Do tego potrzebujemy samozaparcia  
i samodyscypliny. Pieniądze są rzeczą drugorzędną. Zbyt wiele obserwuje, by nie wiedzieć, że ludziom udaje się zrealizować najbardziej szalone pomysły, dzięki którym nie martwią się o przyszłość. 

A może otaczamy się malkontentami niezdolnymi do działania, którzy usypiają nas i  zniechęcają?
A może to wina edukacji. Może powinniśmy uczy świeżo  upieczonych rodziców jak mają rozpoznawać talent i zdolności i temperament własnych dzieci.
A może nie traktujemy popełnianych przez nas błędów jako etapów dążenia do lepszego? 

I ostatnia rzecz- może już czas, by inni pomyśleli nad stworzeniem takich miejsc pracy, w którym damy z siebie to, co najlepsze, gdzie ujawnią się nasze talenty i zdolności. Dlaczego nieustannie mamy dopasowywać się do tego co jest. Ilu może być sędziów,managerów, bankierów, itp. Czas na ludzi podobnych do braci Lumière, Natalii Gonczarowej, Kukuczki – oni też mieli pod górkę.
Chciałoby się rzec: ” a teraz idźcie i zmieniajcie świat” :))

31 replies to “Jesteśmy tacy, jakimi chcieliśmy siebie uczynić? /Are we doing what we like?

  1. Wiesz, chyba nie jest możliwe, aby na stałe połączyć pracę z pasją. Owszem, wielu to udaje się, ale niekiedy ze świadomością, że trzeba mieć coś jeszcze. Trudno być graczem w NBA mając czterdzieści pięć lat, czy modelką po sześćdziesiątce. Oczywiście trochę przejaskrawiam. Natomiast poruszyłaś inny ważny temat: my i nasza praca – może nie ta wymarzona, ale taka, którą udało nam się zdobyć. Chyba nikt nie przygotowuje młodych, że warto pokochać to co musimy każdego dnia robić. Po pierwsze nie będziemy musieli przychodzić do pracy „za karę”, po drugie dzień nam fajnie zleci, po trzecie wrócimy do domu zadowoleni z własnej dobrej roboty i wieczorem chętnie zabierzemy się za nasze hobby.
    Jako młody chłopak nie zdałem na uczelnię na którą chciałem. Wybrałem uczelnię i kierunek według kryterium: najbliżej, najłatwiej. Z tym „najłatwiej” okazało się, że to jednak nie takie proste, a po paru zajęciach studia wciągnęły mnie, zaciekawiły. Podobnie było z pracą. Z tej wymarzonej bym nie wyżył z rodziną na głowie. No to polubiłem to co muszę robić i całkiem mi z tym dobrze.

    1. Jestem pewna, że można połączyć pasje z z kariera zawodowa. Nie każdy jest Anią z Zielonego Wzgórza, ale przecież tak wielu się udało, choć okoliczności nie były sprzyjające. Wugi – nigdy nie jest za późno. Ty akurat miałeś trochę szczęścia, bo polubiłeś swoje studia, co zaś z tymi, którzy poszli, bo ktoś kazał mi studiować. Przykro mi, ale dziś tytuły się zdewaluowały, co nie znaczy, by nie studiować, ale chyba nie ma już tak wielkiej presji. Wiele się zmieniło. Brakuje rzemieślników z prawdziwego zdarzenia. W cenie są Ci, którzy robią coś niepowtarzalnego, własnymi dłońmi. Spotykam każdego dnia wielu młodych ludzi,śledzę kariery młodych adeptów szkół i z przykrością stwierdzam, że to nie pedagodzy pomogli im stać się tym kim zostali. Po prostu coś nam umknęło.

      1. Często mam styczność z młodymi, niekiedy podwożę do/ze szkoły (bo u mnie trudny teren), czasami spotykamy się, gdyż wielu jest wolontariuszami non profit. Niekiedy mam wrażenie, że wielu z nich myśli bardziej dojrzale niż ja w ich wieku. Chcę być elektrykiem, hydraulikiem, a ci którzy uczą się i studiują to robią to z pasją, bo bywa, że ciągną dwa kierunki, a jeżeli nawet nie, to mają taką średnią, że ręce do oklasków się składają. Może tacy dobrzy są u nas nauczyciele ;)
        W swoim wpisie chciałem jednak zwrócić uwagę na brak przygotowania na tzw. wariant B.
        Czyli: co w przypadku niepowodzenia. Oczywiście jest to największym problemem dla średniaków, bo ci, którzy mają jakąkolwiek pasję czy zainteresowania potrafią równie ambitnie wykonywać prostą robotę. Nie tak dawno obserwowałem kelnerki, oczywiście że je znam (bo trudno nie znać się w małej miejscowości). Najlepsza na sali była mgr matematyki i germanistka. Uśmiech, pogadane, natomiast ta po technikum hotelarskim ruszała się jak mucha w smole. Bo to żaden wstyd brać robotę jaka jest, ważna jest ta iskra w oku, a to mają przede wszystkim ludzie z pasją. Jakąkolwiek.

        1. Jestem blisko tego wszystkiego, wiec czuje się niejako współodpowiedzialna. Dlaczego nasze dzieciaki nie czytają w wieku czterech lat, czemu nie uczymy ich czytania techniką globalną. Dlaczego nasze szkoły nie są otwartymi mądrymi instytucjami, gdzie uczymy, jak się uczyć….?! Jesteśmy daleko w tyle. Aż strach pomyśleć, patrząc na młodych ludzi, własnie w Polsce ile potencjału się marnuje. To wszystko jest takie skostniałe. Właśnie, można wykonywa z pasją „prostą robotę” i wzbudzać szacunek. Ale jak nakłonić do tego rodziców i dzieci. W czasie kiedy w cenie są wątpliwi „celebryci”. K. Robinson powiedział, że talenty są czymś w rodzaju zasobów naturalnych, trzeba je tylko wydobyć. Niestety jestem świadkiem marnowania talentów i to mnie ogromnie frustruje.

  2. Cokolwiek robiłem w swoim życiu zawsze robiłem to z pasją. Gdy tylko praca zaczynała mnie mierzić zmieniałem ją na inną lub sam podejmowałem nowe wyzwania. Lubie tworzyć nowe sytuacje i okoliczności. Mieć wpływ, kształtować to wszystko na czym mi zależy.

    1. Nie wiem, czy dobrze czynię, a świadomość siebie, swych celów i pragnień nie zawsze jest błogosławieństwem. czasami to przekleństwo. W jednym miejscu nie wytrzymuje dłużej niż pięć lat. Wypalam się i gdy czuję że już nie jestem wstanie nic nowego wnieść szukam nowych pól i przestrzeni do działania,

      1. Ależ mogę i chyba wyżej to wyraziłem: wyzwania. Tworzenie czegoś nowego.
        Osobista zaś pasja to pisanie, które realizuję na blogu i poza nim. Mam to od dziecka i tego się trzymam, to mój wentyl bezpieczeństwa i spełniania się w literkach i frazach.

  3. Z rzeczy które obecnie wykonuję mam marny zarobek, bywa że poza sezonem zdjęciowym prawie żaden. Nie dbam o to. Ze swoich pasji uczyniłam pracę dla przyjemności, inaczej musiałabym zrezygnować z „siebie”, zakasać rękawy i iść do pracy w tesco.
    Od dziecka nie znoszę matmy, a ciagi liczb przyprawiają mnie o mdłości. Nie lubie mieć też do czynienia z cudza kasą, choć paradoksalnie skończyłam marketing i reklamę – sprzedawca ze mnie żaden. Wybrałam ten kierunek świadomie majac łeb pełen niebanalnych pomysłów na wizerunek marki, spoty reklamowe, kreowanie produktu…dopóki nie przekonałam się, że ten światek to jedna wielka ściema. Nie potrafie sprzedawać kłamstwa opakowanego w ładne i kolorowe sreberka z udziwnionymi napisami i przejaskrawionymi hasłami. Ja tego nie kupuję!, co wiecej; mając tego świadomość, oglądam owe produkty i spoty z politowaniem i śmiechem.
    Wybrałam zawód w którym mogę łączyć fantazję ze zdolnościami manualnymi. On zaś, w trakcie rozwoju pomógł mi odnależć drogę do realizacji swoich pomysłów, dlatego nie moge jednoznacznie okreslic sie jako fotograf, bo każdego dnia, gdy tylko widzę w swym działaniu jakis sens,jestem też projektantem,krawcową, dekoratorem wnętrz, malarzem, jubilerem, glazurkarzem..szalonym artystą ;)

    1. Dziś,gdy pisałam ten post pomyślałam o tej biżuterii z kory drzewa, jeśli dobrze zapamiętałam, i przypomniałam sobie Ciebie. Gdzieś podskórnie czuje to, o czym piszesz. Ze mną jest troszkę podobnie. Znam ludzi po marketingu, którzy ze smutkiem własnie stwierdzają, że chcieliby robić coś innego, ale dali się zaszufladkować i tak naprawdę nie potrafią dziś podjąć innej pracy. To szczęście móc budzić sie każdego dnia z radością,że można robić coś po swojemu. To daje duże poczucie wolności. Nieustannie czuje to nienasycenie i brak czasu, by oddac się wszystkim swoim zainteresowaniom i pasjom.

      1. Miłe to wielce, zważywszy na fakt, iż właśnie korą z brzozy param się ostatnimi czasy :)
        Widzę po wpisach, że to co robisz, może nie do końca pozwala Ci na pozostałe zainteresowania, ale wkładasz w swoja prace duuzo serca i zadajesz sobie pytania, co mobilizuje Cie do dalszego działania.
        Nigdy nie pracowałam w grupie, No może pomijając roczny staż w agencji reklamowej..a raczej foto-video, i dwuletnią prace za granicą w oparach plastiku i męskiego potu. Praca w fabryce na 3 zmiany! istny koszmar. dawałam radę- a jakże! kiedy miałam do wyboru bar, sklep, tudzież inne przedsięwziecie w którym ciągle ktoś coś od ciebie chce, wolałam prace przy maszynie z piłą maszynową w dłoni i 20 kilowym workiem z granulatem w drugiej.;)
        Od ponad 16 lat pracuje sama ze sobą, albo współpracuje z różnymi ludźmi. Stałość środowiska w którym przebywam szybko mnie meczy, a bezsensowne uwagi i próby wywarcia na mnie nacisku powodują, że ludzi mam powyżej uszu ;)
        Niczego od nikogo nie dostałam, mogę rzec nawet, że część mi zabrano i tak naprawdę, oprócz paru bibelotów, wszystko co mam noszę w sobie.
        Nie mam kasy, może dlatemu że mam trochę inne priorytety w zyciu..czy złe?- nie wiem, ale na pewno moje :)

        1. Teraz mam troszkę więcej czasu na pisanie( tzw. L4), ale tak naprawdę żyje moja pracą,muzyką – bo bez niej ani rusz, potem książki, fotografia, sztuka. Zbieram na aparat, wiec chwilowo, muszę obejść się smakiem. Zrobiłam kiedyś błąd studiując wiele kierunków związanych jedynie z pracą.
          Kocham teatr i żałuje, że nie pogłębiłam tego. Reżyseria teatralna mocno mnie kiedyś wciągnęła. No, ale Ty Dabjlu masz nie lada życiorys – zazdraszczam!:) ale i podziwiam.

          1. Nie zazdraszczaj, serio!
            Gdyby nie fakt, że mam do życia ogromny dystans połączony z próbą istnienia tu i teraz, dawno wylądowałabym w wariatkowie, biorąc pod uwagę te wszystkie zdarzenia, których los kazał mi doswiadczyć. Nie życzę nikomu ! Nawet swoim wrogom, którym w zasadzie jestem wdzięczna za obecne hasło, które kiedyś nie istniało, ponieważ byłam przekonana, że życie polega na walce i naprawianiu świata, co pociągneło za sobą wieele nieodwracalnych konsekwencji. A brzmi ono banalnie „Mam to gdzieś”;)

            1. Nie patrz na swoje doswiadczenia z pozycji błedu. To one pozwoliły Ci sie stać tym kim Jesteś.
              Cudną, wrażliwą osobą, która mysli, czuje i potrafi te emocje ubrać w piękny ciąg zdania.
              Żyj i kochaj wszystko co możesz i dawaj sobie radość wszędzie, ile wlezie!
              Mnie powiedział to dopiero los

  4. Z tymi pasjami , to strasznie trudna sprawa. Życie weryfikuje nasze możliwości. I to czasem brutalnie. Jak można robić, co się lubi, gdy trzeba zwyczajnie utrzymać Dom?
    Trafiłaś z tematem w dziesiątkę Mrs:) Stoję akurat na rozdrożu; albo zrobię szybko kurs, w tym, w czym niespodziewanie przyszło mi ostatnio pracować ( i gdzie okazało się jestem dobra i co naprawdę lubię! ) , albo zrobię kolejny kurs związany z moim wyjściowym wykształceniem, ktore nie ma zbyt wiele wspólnego z moimi pasjami .
    I co wybiorę? Niestety to drugie, bo to może przynieść dużo większe wymierne korzyści..
    Jak się ma na głowie cały Dom i trójkę dzieci, to raczej trudno o psychiczne i duchowe realizowanie się. Trzeba być maksymalnie …praktycznym…

    1. Angie, ja wiem, że wiele jest takich sytuacji. Czasami jest troszkę za późno, bo jesteśmy odpowiedzialni za innych. Ale kiedyś znowu będziesz mogła pomyśleć o sobie. Zawsze dokonujemy pewnych wyborów. Nie mam dzieci, nie muszę o tym myśleć. Los zweryfikował moje plany równie brutalnie. Ale zawsze warto namówić innych, by próbowali.Sama będę nadal robić to, co lubię, choc był czas, że mogłam sobie życ jak paczek w maśle.

      1. Mrs Inez, u mnie to zwykle wszystko jest nie w czas ;)))
        Co do pasji: od dzieciństwa lubiłam pisać i zajmowało mi to dużo mojego dziecięcego, potem młodzieńczego czasu( te pamiętniki! ;) Wróżono mi dziennikarstwo, nauczyciele byli pewni, że pójdę na jakiś humanistyczny kierunek, do czego zresztą mnie ostro namawiali.
        Niestety maturę zdawałam już w ciąży..Jedno, potem drugie dziecko i mój kochany ” Piotruś Pan” , kompletnie niedostosowany i nieodpowiedzialny mąż i ojciec dzieci. Wobec takiej sytuacji musiałam pójść na kierunek, który, choć niemal całkiem mi obcy, zapewniał później jako- taki byt. Poradziłam sobie dobrze ( wystarczyło uruchomić ukryte rezerwy swego IQ ;))
        Dziś częściowo realizuję te swoją dawną pasję , pisząc czasem na blogu.
        Tylko, że nawał różnych spraw nie pozwala mi na takie prawdziwe poświęcenie się temu, to ciągle dla mnie tylko odskocznia i rodzaj zabawy, odpoczynku od szarzyzny codzienności.
        Chociaż..udało mi się napisać jedną książkę już ;) Ciągle jednak nie ma zakończenia i dlatego tkwi gdzieś w przepastnych archiwach mego komputera.
        Wiesz Inez, jest stara prawda: „jak się nie ma, co się lubi…”
        Muszę tak do tego podchodzić, inaczej zwariowałabym już dawno ;)

  5. moja praca nie ma nic wspólnego z moim hobby. Fascynuję się fotografią, literaturą, przyrodą. Pracuję w przemyśle. Nauczyłem się lubić swoją pracę i wiem, że fascynujące w pracy nie jest wykonywanie głupawych zawodów z amerykańskich seriali, ale takie ustawienie życia, aby spotykać się z wyzwaniami – jakkolwiek głupio to brzmi. Fajnie jest iść do przodu. Fajnie jest radzić sobie z przeciwnościami losu. Łamanie oporu losu jest przyjemniejsze niż przelewanie z pustego w próżne. Nie uważam się za wielkiego szczęśliwca – odrobina satysfakcji jest w zasięgu każdego człowieka. Grunt to nauczyć się wykorzystać te okoliczności przyrody, które nas otaczają, a nie śnić i czekać na obudzenie w bajce.

    Zgadzam się z tym co piszesz o stabilności itd.

    1. Czasami bywa tak, że ludzie decydują sie pracować w takim fachu, który daje pieniądze, ale tylko po to , by realizować hobby. To tez jest jakies wyjście. Właśnie o te odrobinę satysfakcji chodzi!

  6. Nawet nie wiesz jak mi się Twój tekst wpisał w moje aktualne rozterki.
    Nie jest bezpośrednio o tym, ale jednak o tym.
    Zawsze udawało mi się łączyć pracę z pasją :)
    Ale nie zawsze może być różowo.
    Właśnie podejmuję decyzję o rzuceniu dobrej pracy (po 17 latach), bo przestała przynosić satysfakcję i zamieniła się w koszmar. Na dokładkę wcale nie mam nic pewnego w zamian. No więc sobie możesz wyobrazić…
    I ciesze się, że tak optymistycznie kończysz.
    Bo ja liczę, że będzie to dobra decyzja i dzięki niej będę mógł nadal łączyć pracę z pasją – a to nielicznym się udaje. Pozdrawiam :)
    (to już wiesz czemu moje posty straciły na aktualności – a z Twoimi jak zwykle nie mogę nadążyć z czytaniem)
    Choróbsko sobie poszło?

  7. Dlaczego ludzie nie realizują swoich pasji? Głównie ze strachu. Ze strachu przed zmianami… Wpadają w nurt jaki wyznacza życie w konkretnym społeczeństwie, oczekiwania najbliższych, pierwsze napotkane możliwości i … wsiąkają zanim jeszcze odkryją co mogłoby dać im szczęście. Gdy to odgadną, żyją w przeświadczeniu, że coś ich już ominęło, że jest już za późno. My wiemy, że nigdy nie jest- myślę, że powinnyśmy im powiedzieć :-)

    1. Dlatego mam nadzieję, że dorośli zaczną inaczej myśleć o swoich dzieciach,że dadzą im szansę poznawać to co lubią, w czym są najlepsi. Moim marzeniem jest patrzeć na uśmiechnięte twarze dzieci, a potem dorosłych.

  8. czasami praca służy tylko zarobieniu na pasję. pewnie, że traci się wtedy te 8h dziennie, ale ma się pieniądze, aby resztę dnia spędzić zgodnie ze swoimi marzeniami. z drugiej strony może to tylko forma pośrednia między całkowitym niespełnieniem, a doskonałością i nie warto na niej poprzestawać…

    1. To jest godne naśladowania podejście. Dobrze jesli praca sama w sobie jest pasją, ale jesli nie miała szans się tak stać, trzeba nią zarabiać na realizację marzeń

Dodaj komentarz

close-alt close collapse comment ellipsis expand gallery heart lock menu next pinned previous reply search share star